04 maja 2025

Kolekcjonowanie

Dzwonek na przerwę. Chłopcy bez wahania sięgają do plecaków, wyciągają albumy, oglądają się na siebie porozumiewawczo i wychodzą na korytarz. Tam siadają w kręgu na podłodze i otwierają albumy pełne kart. Wszystko jedno jakich - to mogą być piłkarze, superbohaterowie, samochody czy pokemony. Dawniej to były pocztówki albo znaczki. Zbieranie, porównywanie kolekcji, wymiana. To zamiłowanie do kolekcjonowania zawsze w nas było. Nie tylko w chłopcach. 

Okazuje się, że ludzie dorośli też lubią kolekcjonować. Niektórzy ludzie kolekcjonują miejsca - w dni wolne od pracy jeżdżą od miasta do miasta, od miasteczka do miasteczka, a nawet od państwa do państwa, żeby obejrzeć, zrobić zdjęcia, może nawet zaznaczyć w specjalnej aplikacji, jaką część Polski albo świata już odwiedzili. Inni kolekcjonują płyty (CD albo winylowe), książki, potrawy (zrobione samodzielnie albo zjedzone w restauracji), rośliny, zdjęcia, doświadczenia, wspomnienia. Można kolekcjonować wiele rzeczy. Nie tylko rzeczy. 

W edukacji też jest sporo kolekcjonowania. Są dzieci, które zbierają oceny. Ale nie żeby wszystkie oceny! Niektórym podobają się tylko piątki i szóstki. Im więcej, tym lepiej. Trochę nieważne, za co ta ocena jest. No bo jeśli wieczorem rodzice pytają "Co dostałaś ze sprawdzianu z historii?" to przecież chodzi o ocenę, nie o wiedzę. Gdyby rodzice pytali: "Czego się dzisiaj nauczyłaś?" to być może dzieci kolekcjonowałyby informacje. A dorzucając do tych informacji refleksję (na przykład mądrze zaprojektowaną w kolejnych pytaniach rodzica), mogłaby z tego powstać piękna wiedza. A może nawet mądrość, kto wie?

Niektóre dzieci za to kolekcjonują jedynki. Mają ich tyle, że już nieważne - jedna w tą czy w tamtą. Dla nauczycieli staje się wtedy jasne, że "z niego to już nic nie będzie". A jak raz napisze lepiej, to "na pewno ściągał". Łatwo przyzwyczaić się, kto co zbiera i podsuwać kolejne okazy do kolekcji. Tyle że to czasem (często?) nie same dzieci decydują się na to kolekcjonowanie. Zaczynają od pojedynczych okazów, ale różne okoliczne zjawiska sprawiają, że raptem pojawia się album i naklejka na okładce. A dzieci są sprytne, szybko łapią, że tak już ma być i nie warto inaczej.

Niektórzy nauczyciele zbierają szkolenia, zwłaszcza od czasu pandemii, kiedy nastąpił wybuch webinarowej bomby. Przecież szkolić się trzeba! A webinary są łatwo dostępne, często darmowe. No i koleżanki i koledzy chętnie udostępniają, biorą udział. Tak wypada. Zwłaszcza jak webinar poleca (a szczególnie jak prowadzi) ktoś znajomy. To trochę jak wymiana kartami z kolekcji. Co daje takie kolekcjonowanie? Na pewno poczucie przynależności do grupy. Tfu, do bańki. No i satysfakcję. Czyli w sumie tyle samo, co kolekcjonowanie innych rzeczy. Czy rozwija wiedzę lub umiejętności? Kilkudziesięciominutowy webinar raczej nie. Może ewentualnie być "zajawką" jakiegoś tematu, sprawić, że się zainteresujemy i poszukamy dalej. Z dłuższymi szkoleniami czy kursami też bywa różnie. Weszliśmy w erę szkoleniowego konsumpcjonizmu: byle więcej, byle taniej, może być z produkcji masowej. Byle było dobrze opisane. A w tym przecież pomoże całkiem nieprawdziwa nieinteligencja. 

Czy to źle, że niektórzy kolekcjonują szkolenia? Sądzę, że tak. Źle dla kolekcjonerów, bo może lepiej włożyć do albumu mniej, ale bardziej wartościowych kart. Sama zresztą też kolekcjonowałam. Oj, źle mi wtedy było, tylko wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam. Pamiętam ten proces: patrzyłam na czyjś certyfikat i myślałam: "Po co jej to?". A potem widziałam kolejne osoby z tym samym. I kolejne. I myślałam: "Skoro oni wszyscy to robią, to coś musi być na rzeczy". No więc moje dzieci szły spać, mąż też, a ja pykałam kolejne szkolenie, żeby też mieć. Bo może warto. Nie było warto. Warto było się porządnie wyspać i mieć więcej siły na zmaganie się z codziennością. 

Dla edukacji też źle. Tak, jak dla społeczeństwa nie jest dobry konsumpcjonizm. To sprawia, że na rynku pojawia się za dużo szkoleń, w tym wiele niskiej jakości. Trudno wybrać te wartościowe. Presja koleżanek i kolegów może wywołać stres, taki szkoleniostres. Nadmiar szkoleń to też strata czasu, który można by było poświęcić na odpoczynek albo refleksję i przełożenie na własną praktykę informacji z tego jednego naprawdę dobrego warsztatu. 

Co jeszcze kolekcjonuje się w edukacji? Czasami tematy lekcji, albo materiał. Otwieramy podręcznik, słuchamy albo czytamy, robimy zadania i buch, zrobione. Wszystko jasne? Można odhaczyć. Na następnej lekcji lecimy dalej z materiałem. A jak zbliża się koniec roku, a nam coś za wolno szło, bo były apele, wycieczki, itepe itede, to można nawet 2 tematy na jednej lekcji. To jest dopiero oszczędność! Bywa, niestety, i tak. Słyszę to czasem od dzieci. 

Znam też osobliwe przypadki, kiedy to w szkole kolekcjonuje się dokumenty. Są jakieś wzory, więc z roku na rok robi się kopiuj - wklej. Jak się pamięta, to trzeba zmienić imię dziecka. No i końcówki, jeśli nie zgadza się płeć. Żeby nie było przypału. Nikt nie wie, po co się te dokumenty robi, bo przecież i tak każdy wie, jak ma z dziećmi na lekcjach pracować, ale trzeba to wszystko spisać i oddać do sekretariatu. A potem już można robić to, co uważa się za słuszne. 

Ale można też inaczej, mniej biurokratycznie i formalnie. Można na przykład kolekcjonować uśmiechy. Każdą lekcję zaczynać od uśmiechu, na przerwach zaczepiać uśmiechem dzieci i kolekcjonować ich reakcje. Uśmiechać się w pokoju nauczycielskim i pytać" "Co dobrego?". Jak jest wtedy miło! I od razu inni się zarażają. To się nazywa kolekcja! Powiększa się w wykładniczym tempie. Chociaż to nie zawsze jest łatwe, bo jak jesteśmy zmęczeni, albo zdenerwowani, a przecież emocje to rzecz normalna, to nie tak łatwo się uśmiechnąć. Chyba że ktoś uśmiechnie się do nas. Najlepiej dziecko. Wtedy jest już po kłopocie. 

Ale najpiękniejsza kolekcja, jaką można gromadzić, to ta z sukcesami: podopiecznych oraz swoimi. Z sukcesami na miarę możliwości. To mogą być wygrane w konkursach, zdane egzaminy albo zdobyte granty. Ale to mogą też być momenty "aha", kiedy ktoś wreszcie zrozumiał, o co chodzi. Czterdziesta-siódma literka "A", która wreszcie zmieściła się w liniach. Samodzielne wykonanie zadania z działu, który jeszcze przed chwilą wydawał się być czarną magią. Pierwsze przeczytane płynnie zdanie. Dobrowolna wypowiedź dziecka, które do tej pory tylko słuchało.  Rozwiązanie konfliktu w grupie, w której dwie osoby chcą decydować za wszystkich. Udana akcja charytatywna wymyślona i przeprowadzona przez dzieci. Moment, kiedy dziecko w kryzysie zamiast uderzyć kolegę, powie mu: "Jestem na ciebie zły".  Albo na spacerze samo ustawi się w pierwszej parze, żeby iść jak najdalej od kolegów, którzy jak zwykle będą wariować i prowokować do łamania zasad. Zebranie, na które przyszli prawie wszyscy rodzice. Uścisk dłoni i słowa: "Dziękuje za to, co pani robi z dziećmi". Rodzice, którzy sami zgłosili się do trójki klasowej. Dodatek motywacyjny przyznany za pracę, nie z kolejki. 

Taka kolekcja z sukcesami może być bardzo duża. W zależności od tego, co postrzegamy jako sukces. Ale tu nie jest potrzebna definicja. Wystarczy obserwacja. I świadomość, co dziecku sprawia trudność. Szkoda, że tych sukcesów nie da się fizycznie włożyć do albumu. A może to i dobrze? Dzieki temu nie da się ich porównywać. Są tylko prywatne. Wywołują ciepło w sercu i motywują do działania. 

Kolekcjonowanie leży w naszej naturze. Czyli jest jakąś potrzebą. Także w edukacji. Tyle że to nie wszystko jedno, co kolekcjonujemy. Czy można to wybrać arbitralnie? Nie wiem, dla mnie to by było trudne. To raczej działa odwrotnie - nasza natura, nastawienie, podejście decyduje o tym, co kolekcjonujemy. I ta kolekcja wiele o nas mówi. 

Co Ty kolekcjonujesz?

 

Jeśli masz ochotę, napisz komentarz

Imię

Email

Wiadomość

Wyślij
Wyślij
Form sent successfully. Thank you.

Please fill all required fields!

Regulamin Sklepu i Polityka Prywatności